Wywiad z animatorem Mszy za
Ojczyznę
ks. Romanem Wiszniewskim
udzielony dla
Głosu Katolickiego we Francji |
|
Rozmowa z Ks.
Romanem Wiszniewskim, patrologiem, duszpasterzem diecezji siedleckiej
- animatorem Mszy za Ojczyznę
Paweł Osikowski: Jeżeli
powiemy "Msza za Ojczyznę" na myśl natychmiast przychodzi nam Ks.
Jerzy Popiełuszko, którego 20. lecie męczeńskiej śmierci właśnie
obchodzimy. Tymczasem Msze za Ojczyznę mają długą tradycję, a w
okresie stanu wojennego we wschodniej Polsce kojarzą się one z ks.
Romanem Wiszniewskim...
Ks. Roman Wiszniewski - proboszcz parafii Drelów
w diecezji siedleckiej: Po wyborze Ks. Kard.
Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, na apel Papieża, by nie
pozostawiać go w tej posłudze samego, prawie we wszystkich parafiach
diecezji siedleckiej, ale oczywiście i w innych diecezjach, 16 dnia
każdego miesiąca, odprawiane były Msze św. w intencji Ojca Świętego,
połączone z modlitwą "za Ojczyznę". W stanie wojennym, zwłaszcza po
śmierci ks. Popiełuszki przeistoczyły się one całkowicie w Msze św. za
Ojczyznę. Wcześniej, w latach 80., zwłaszcza w dużych miastach, to
zakłady pracy zamawiały Msze św. w tej intencji. Nie trzeba zapominać,
że był to czas przywracania symboli religijnych w życiu publicznym.
Uczniowie i ich rodzice wieszali krzyże w szkołach, inni w miejscach
swojej pracy. Towarzyszyły temu modlitwy, uroczystości poświęcenia, a
w kościołach przygotowywano specjalną liturgię. To w ten sposób
powstawała owa tradycja. Po listopadzie 1984 r., idąc za sugestią Ks.
Prymasa Glempa, który powiedział, iż dzieło rozpoczęte przez Ks.
Popiełuszkę potrzebuje kontynuacji, zaczęto odprawiać Msze św. za
Ojczyznę na skalę całej Polski.
P.O.: Msze św. za
Ojczyznę mają jednak dużo dłuższą tradycję w dziejach Polski...
Ks. R.W.: Jest to
tradycja mająca dobrych parę wieków. Stykamy się z nią nie tylko w
źródłach historycznych, ale i w literaturze. Rycerstwo polskie,
królowie przed decydującymi rozstrzygnięciami, bitwami i innymi
działaniami uczestniczyli w Mszach świętych w intencji dobra Ojczyzny.
W kościołach modlił się lud miast, organizowano procesje. Wydarzeniom
1920 r. towarzyszył jak nigdy dotąd rozmodlony lud Warszawy, o czym
wspomina i generał Weygand. Wcześniej na wielką skalę z tym zjawiskiem
mamy do czynienia w okresie Powstania Styczniowego.
P.O.: Czym Msze święte
w diecezji siedleckiej wpisywały się w charakter tych odprawianych
przez ks. Popiełuszkę, a na czym polegała ich specyfika?
Ks. R.W.: W obu
przypadkach, tam w Warszawie i tu, w Białej Podlaskiej, dawały one
wiernym przede wszystkim ogrom mocy Ducha Świętego. Lud Boży, który
przychodził do świątyni, na modlitwie tej nabierał mocy i stawał się
silniejszym powszechną wspólnotą Ducha. Tym samym zaczynało się i
kruszenie łańcuchów zniewolenia. A różnica? Zapewne mniej ludzi
uczestniczyło w tych Mszach św. u nas niż w dużych miastach, w
stolicy. Myślę jednak, że ich oddziaływanie na okolicznych mieszkańców
tutaj mogło być, zachowując proporcje, nawet większe.
P.O.: Czy bliskość
granicy wschodniej PRL wpływała na nastrój i... ryzyko modlitw za
Ojczyznę?
Ks. R.W.: Na pewno
towarzyszyła naszym Mszom św. za Ojczyznę wzmożona aktywność milicji.
Dostrzegaliśmy więcej patroli, w najbliższej odległości od kościoła
zatrzymywały się milicyjne "budy". Służyło to zastraszaniu tych,
którzy tłumnie przychodzili do świątyni, w tym także księży. Oprócz
tego było wzywanie księży do Urzędu ds. Wyznań i na komendę milicji.
P.O.: Mimo szykan
zastraszenia, ludzie przychodzili... Dlaczego?
Ks. R.W.: Solidarność
wyrosła w naszej Ojczyźnie ze wspólnoty ducha. Wyczuwaliśmy to
wszyscy. Wprowadzenie stanu wojennego strasznie zmroziło ten nastrój,
więź, poczucie solidarności. Chciano za wszelką cenę oddzielić
człowieka od człowieka. Tymczasem Msze św. za Ojczyznę przywracały nam
świadomość, że mimo wszystko jesteśmy razem, że tworzymy wspólnotę, a
przybywający z różnych stron ludzie kierowani są tym samym, wspólnym
duchem - troski o Polskę, miłości Ojczyzny. Patriotyczne pieśni,
modlitwa dawały poczucie braterstwa, wewnętrznej siły, wlewały w serca
moc. Były też niewątpliwie pragnieniem wyproszenia błogosławieństwa
dla Ojczyzny na przyszłość.
P.O.: Msze św. za
Ojczyznę odprawiane przez ks. Popiełuszkę wywoływały we władzach
komunistycznych i panikę, i furię. Propaganda zarzucała kapelanowi
Solidarności nawoływanie do nienawiści(!), mieszanie się do polityki.
Pociągało to za sobą pogróżki ze strony bezpieki. Czy zetknął się
ksiądz z podobnymi sytuacjami? Czy miał ksiądz świadomość grożącego mu
niebezpieczeństwa?
Ks. R.W.: Coś takiego
było, bo rzecz nie sprowadzała się jedynie do wzywania na milicję i
przesłuchań. W styczniu 1985r. otrzymałem "anonim", który...
przestrzegał mnie, bym uważał jeżdżąc samochodem na pojazdy z
zamontowanymi pługami przeciwśnieżnymi. Łatwo można sobie wyobrazić,
iż takim taranem nie trudno sfingować wypadek, uderzając w jadące auto
czy spychając je z szosy.
P.O.: Czy zamordowanie
ks. Popiełuszki wpłynęło na zmianę treści głoszonych przez Księdza
homilii?
Ks. R.W.: Lęk,
zagrożenie istniały zawsze. Natomiast tuż po zbrodni na Ks. Jerzym,
Ks. Prymas Glemp przekazał nam wszystkim bardzo znamienny komunikat
mówiący o tym, że dzieło życia zamordowanego kapłana trzeba
kontynuować, że to jest powinność pracy w narodzie i dla narodu, że
trzeba inspirować modlitwę, ukierunkowywać konkretne działania.
Staraliśmy się więc przekazywać określone wzory postępowania.
Proponowaliśmy chrześcijańskie i narodowe postawy, które oparte byłyby
przede wszystkim na Piśmie Świętym, ale i na dorobku nauczania Prymasa
Tysiąclecia, a nawet literaturze narodowej. Pragnęliśmy też
przypominać, że ofiara życia poprzednich pokoleń, dziedzictwo ich
pracy, twórczości i walki o wolność Ojczyzny i nas zobowiązuje do
godnego życia i zachowań. Wówczas już dysponowaliśmy także tekstami
kazań głoszonych przez księdza Popiełuszkę w Warszawie, tak, że stawał
się on dla nas swoistym autorytetem, na który mogliśmy się powoływać.
P.O.: Czy władze stanu
wojennego starały się wywierać presję na Kościół, na księży, by
zaniechali moralnego wspierania narodu poprzez głoszone patriotyczne
kazania i odprawianie Mszy św. za Ojczyznę?
Ks. R.W.: Władze
komunistyczne oskarżały duchownych, którzy poruszali podczas kazań
tematy narodowe i społeczne, że ingerują w dziedzinę polityki a to
stawało się pretekstem wezwań na przesłuchania. Instytut Pamięci
Narodowej podaje, że było ponad pięciuset kapłanów, którzy w różnej
mierze kontynuowali dzieło Ks. Popiełuszki. Fragmenty treści ich kazań
trafiały na biurko gen. Jaruzelskiego, Rakowskiego czy Barcikowskiego.
Stosowano również szykany wobec wiernych -
uczestników Mszy. Studentom grożono relegacją z uczelni, pracowników
zakładów wzywano na rozmaite rozmowy ostrzegawcze.
P.O.: Jak z perspektywy
dwudziestu lat ocenia Ksiądz rolę Mszy św. za Ojczyznę, uczestnictwo w
nich tysięcy wiernych? Czy dzisiaj fenomen takiego zaangażowania byłby
możliwy?
Ks. R.W.: Masowe
uczestnictwo w Mszach św. za Ojczyznę to był fenomen tamtych lat, to
była potrzeba tamtych chwil - jednoczenia się, szukania wspólnoty
ducha.
To dawało niezbędne wówczas ukojenie. Msze święte za Ojczyznę spełniły
tak rozumianą rolę. Czy owocuje to i dzisiaj? Mam nadzieję, że ci,
którzy wtedy garnęli się do ołtarza, modlili, nie tylko zresztą
podczas tych Mszy św., przenieśli przyświecające im intencje na swoje
życie. Można je odnaleźć w sposobie wychowywania dzieci, traktowania
spraw społecznych. Wielu uczestników tamtych modlitewnych spotkań
znalazło się obecnie we władzach samorządowych wolnej Polski. Mam więc
przekonanie, iż tamten "zasiew" owocuje do dnia dzisiejszego.
P.O.: Czy w III RP
przydałyby się także takie Msze św. za Ojczyznę? A jeżeli tak, to
jakie przesłanie winny one nieść ze sobą?
Ks. R.W.: Nie mam
żadnych wątpliwości, że i dzisiaj modlitwa za Ojczyznę jest potrzebna.
Z pewnością nie w takiej formie jak w latach 80. i w stanie wojennym,
ale istnieje taka potrzeba. Trzeba nam bowiem nadal przypominać, że
Ojczyzna to wciąż nasz wspólny, zbiorowy obowiązek, że każdy z nas ma
wobec niej do spełnienia swoje zadania... wyznaczone przez Opatrzność.
Bóg kieruje losami człowieka - stawia go w określonych warunkach -
wobec własnego życia i Ojczyzny - i to ma zaowocować dobrem. W dobie
przemian, poszukiwania dróg - stylu i sposobów na życie jest
szczególnie istotne - by odwołać się także w staraniach o Ojczyznę do
modlitwy, do Boga.
P.O.: Czy takie
niemodne we współczesnej Europie pojęcia jak patriotyzm, uczciwość w
życiu publicznym, wspólne dobro, Ojczyzna mają jeszcze jakieś
znaczenie?
Ks. R.W.: Według mojego
doświadczenia nic się w Polsce pod tym względem nie zmieniło. Ojczyzna
jest ta sama, żyją w niej ci sami ludzie. Pojawiły się natomiast nowe
wyzwania, ale dalej wciąż czymś pięknym pozostaje patriotyzm, nawet
wówczas kiedy znajdują się tacy, którzy robią sobie z tego kpiny, ale
to są wyjątki. Dla naszych rodaków jest to wciąż ten sam dom rodzinny.
P.O.: Czy z tego
wynika, że społeczeństwo polskie nie jest dziś bardziej
zdemoralizowane, niż było za Solidarności, w okresie Mszy św. za
Ojczyznę?
Ks. R.W.: Nie można
powiedzieć, że jest zdemoralizowane. Temu całkowicie zaprzeczam! Na
pewno jest wiele zła, o nieprawościach informują środki masowego
przekazu, jednak w swojej zasadniczej większości ludzie żyją uczciwie.
Ta uczciwość kosztuje ich często bardzo wiele, ale modlą się, kościoły
są - jak przedtem - wypełnione, w szkole trwa katecheza. Zatem mówić o
zdemoralizowaniu na jakąś ogromną skalę nie wolno. Natomiast na pewno
są tacy, którzy chcą taki obraz Polski tworzyć.
P.O.: Co sprowadziło
Księdza do Paryża, w czasie gdy obchodzono tu 20. rocznicę męczeństwa
Ks. Popiełuszki?
Ks. R.W.: Właśnie to
pewne duchowe pokrewieństwo przywiodło mnie do Francji, gdzie tak żywo
się o Nim pamięta.
P.O.: Jak zatem ocenia
Ksiądz spektakl "Do krainy obfitości" przygotowany przez Teatr
Polskiej Misji Katolickiej "Tabor", a będący sceniczną medytacją nad
mechanizmami życia społecznego na bazie wydarzeń ostatnich lat z
historii Polski?
Ks. R.W.: Bardzo się
cieszę, że mogłem go obejrzeć. Duże wrażenie zrobiła na mnie najpierw
postać, w której domyślałem się wizerunku Prymasa Tysiąclecia - kard.
Wyszyńskiego, później oczywiście "Biały Ojciec", który nie ma
rydwanów, zastępów wojska, ale ma laskę pielgrzyma, która symbolizuje
wielką moc. Silnie odbierałem to w odniesieniu do przemian, jakie w
ciągu ostatnich dwudziestu paru lat zaistniały w naszej Ojczyźnie.
Przejmująca była scena "grabieży", która dla mnie przywoływała
wydarzenia "okrągłego stołu" - jeden drugiego grabi, jeden drugiemu
wyrywa co tylko może. Autor sztuki musi bardzo dobrze znać realia
Polski i postawy części środowisk. Dla mnie jednak, najważniejszym
przesłaniem tego spektaklu na przyszłość dla całego narodu pozostają
słowa pieśni "... Chrystus wodzem, Chrystus królem, Chrystus władcą
nam...".
Rozmawiał Paweł Osikowski |